Niesamowite miejsce…. Jestem tutaj drugi raz i nadal mój podziw wzbudza ta niezłomna architektura. To miejsce jest takie tajemnicze i panuje tutaj ogromny spokój pomimo mnóstwa zwiedzających. Wilczy Szaniec w Gierłoży to ruiny kwatery głównej Adolfa Hitlera. Tutaj w 1944r. było zamaskowane miasteczko w którym przebywali m.in. Adolf Hitler czy Heinrich Himmler. Podejmowano tu strategiczne zbrodnicze decyzje.
Wizyta w Wilczym Szańcu kosztowała nas 50zł. Bilety po 15zł, parking 10zł i przewodnik 10zł.
Przyjechaliśmy większą grupą, także byliśmy uratowani – odciążeni w noszeniu Paskudków. Oczywiście wzięliśmy przewodnika – koszt 5 zł od osoby dorosłej biorąc pod uwagę grupę liczącą 10 osób. Oprócz naszej ekipy było wielu chętnych czekających na przewodnika, także nie trzeba było długo czekać. Jak zwykle nie wszystko usłyszałam, jednak wiedzę później uzupełnię dzięki zakupionej książce poleconej przez przewodnika.
Tak jak napisałam wcześniej zwiedzających było mnóstwo. Ścieżki były przepełnione turystami często obcokrajowcami. Życie w tym miejscu teraz kwitnie i nic w tym dziwnego, ponieważ bunkry robią wrażenie. Sam Adolf Hitler odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi zabitych podczas jego rządów robi wrażenie, ale nie pozytywne. Niestety pozostawił taki ślad, że przez długie lata będzie to ludzi ciekawiło.
Bunkry to takie wielkie betonowe klocki. Grubość ścian i stropów schronów wynosi od 1,5 do 8 metrów. Robi wrażenie. Oczywiście można wejść i zobaczyć wnętrze schronu. Wchodząc do środka jest wręcz zimno. Zimno i ciemno – a ja tam weszłam z Tomkiem na rękach w butach na koturnie. Dobrze, że mi telefonem poświecili a szwagier przechwycił młodego i podał pomocną dłoń… Istne szaleństwo!
Gdybym miała opisać jak wygląda to miejsce, to napisałabym tak: jest to przytulne, zalesione zielone miejsce w którym gdzie nie gdzie leżą betonowe kanciaste figury. Można tutaj poczuć się jak mrówka w trawie wśród kamieni… I te niesamowite mazurskie drzewa… Wysokie do samego nieba i proste jak strzała.
Moje dziewczyny zachwycone, bo każda miała swojego „barana” na którego ramionach przemieszczała się po terenie. Tomuś niedospany ciut marudził a obce i zatłoczone otoczenie wzbudzało jego zainteresowanie i za chole..e nie chciał spać. W końcu poczęstowany chrupkiem, zjadł go ze smakiem, po czym ryczał, że chce jeszcze, a już nie było… Marudził coraz bardziej… Jedna Pani przechodząc powiedziała: „To Ciebie słychać na całą okolicę”. No cóż. Jednak idąc dalej inne dziecko podobnie płakało i trochę się pocieszyłam, że nie jestem sama z niezadowolonym maluchem. W końcu dotarło do mnie, że on po prostu chce jeść. Znowu! Wypił mleko i uspokoił się… Szaleństwo. I znowu nie usłyszałam Pana przewodnika…